Thursday 28 February 2013

Notka na ostatni dzien lutego


Nie mogę uwierzyć, że już  koniec lutego.
Dzieje się ogromnie dużo.
Jakiś czas temu pomyślałam sobie, że dobrze by było mieć pojęcie o tym, jak pisać w social media. I co? Zyczenie się spełniło. Moja firma organizuje kurs na specjalistę mediów społecznościowych. A ja już skończyłam pierwszy poziom!

Zrobiłam sobie tez mnóstwo przyjemności w tym miesiącu – mam nowe perfumy, nowe ubrania, bilet do Polski na sobotę, idę na warsztat T. Harv Ekera, w niedzielę byłam na Sound Journey – rozbudowany koncert gongów, mis i innych instrumentów.
Jeśli słyszałeś o powiedzeniu „Pieniądze szczęścia nie dają” i się z nim zgadzasz, to ujmę to w taki sposób: Może i nie dają, ale czynią życie łatwiejszym i przyjemniejszym, a o swoje szczęście mogę zadbać sama.

Jest we mnie jednak jakiś wewnętrzny spokój, wiara, że idę właściwą drogą, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet jesli teraz jest szaleństwo i wariactwo, to podążam za tym i potrafię się tym cieszyć.
Do zobaczenia w Polsce.

Monday 11 February 2013

Przeszłam pozytywnie okres próbny i moja umowa została przedłużona.
W pracy czuję się też bardziej pewnie i dlatego daje mi to więcej radości.

Wczoraj z okazji Nowego Roku Chińskiego zawędrowaliśmy do Chinatown. Parady smoków nie dało się zobaczyć z powodu ogromnej ilości ludzi, a ja odkryłam, że jest coś gorszego od tłumu: tłum i padający deszcz ze śniegiem.
Nabyłam mnóstwo chińskich herbat oraz wino śliwkowe, które rozgrzewało mnie po tym zimnym spacerze.

Rozbawiło mnie ogłoszenie pana prowadzącego metro, w niedziele stacja Cannon street jest zazwyczaj zamknięta. Jadę więc linią District, a tu ogłoszenie: Panie i panowie, informuję, że stacja Cannon street jest zamknięta z powodu kompletnego braku zainteresowania.



Saturday 2 February 2013

Ponglish.

A cóż to jest ponglish?
Jest to mieszanka angielskiego i polskiego.
Wczoraj właśnie na kolacji obsługiwała nas kelnerka, której polski akcent był dosyć wyraźny - robię się coraz lepsza w rozpoznawaniu akcentów.
Rzeczywiście, jak tylko rzekłam parę słów po polsku, kelnerka okazała się być Polką.

I toczy się rozmowa:
- Proszę o wodę...
- A jaka to ma być woda: still czy sparkling?
Ciekawa mieszanka polskiego i angielskiego hmm...
- E.. still...
I tu leci najlepsze:
- A z ajsem?

Tak, piłam wodę z ajsem! Tylko w Anglii!

Mogę się jednak śmiać, ale sama często prędzej znajduję słowa po angielsku, jeśli je częściej na codzień używam w tym języku. Jest to chyba nieuniknione, jednak mam nadzieję, że nie będę odmieniać słów angielskich wg reguł polskich.