Monday 24 September 2012

Spa!

Długo nie pisałam, ale po prostu sporo się działo.
Pierwsza rzecz: mój kontrakt się kończy, więc od przyszłego tygodnia zaczynam intensywne poszukiwanie pracy. Nie lubię tego okresu; szukanie pracy to często praca na półtora etatu i to bardzo stresująca.

Weekend był boski.
Z Bożydarem pojechaliśmy do Portsmouth i spędziliśmy parę godzin szwendając się po sklepach, jako że Bożydar potrzebował stroju kąpielowego na niedzielę, a ja butów na codzień.
Odkryliśmy, że ja w strojach dążę do praktyczności i minimalizmu, a Bożydar do tzw. pazura i odmienności. Połączenie tego razem daje niesamowite wyniki!

Bożydar także zrobił mi niesamowitą niespodziankę i zaprosił mnie do SPA. Prawdziwego, tajskiego spa!
Na zewnątrz było mokro i szaro, a my spędziliśmy dzień w cudownych pomieszczeniach, korzystając z basenów, saun i łaźni parowych, wylegując się na leżaczkach, czytając i się śmiejąc.

Dodatkowo był tam również pokój eksperymentów, czyli miejsce, gdzie można było wylać na siebie kubeł zimnej wody, obsypać się lodem lub zakosztować tropikalnych deszczy z grzmotami i błyskawicami. Brzmi prosto, ale było przy tym dużo śmiechu i wrzasku.

Ukoronowaniem dnia był masaż: połączenie tajskiego, shiatsu oraz aromaterapeutycznego.
Byłam też na zajęciach z tai chi i jogi.

To był najmilszy prezent, jaki mogłam otrzymać. Dziś jeszcze ledwo myślę, mam kłopoty z chodzeniem i czuję się równocześnie zrelaksowana i zmęczona i ciagle uśmiecham się do wspomnień. Bo jakkolwiek samo spa było cudne, to najważniejsze było to, że byłam otoczona miłością i troską.

Więcej takich dni. Czego Wam i sobie życzę.

No comments:

Post a Comment