Tuesday 4 September 2012

Zaszalałam z ciastem śliwkowym

Zaszalałam.
W sobotę wzięło mnie na ciasto śliwkowe, więc udałam się w stronę pobliskiego marketu kupić potrzebne składniki.
Obliczyłam w myślach, że ciasto zje mój dom, Bożydar i pewnie jeszcze trochę do pracy wezmę, więc jedno to może być za mało. Kupiłam więc margaryn i jajek na dwa ciasta (10 jajek!).

Śliwek, takich prawdziwych węgierskich, nie było, były tylko te mało słodkie i nijakie. Za to zakochałam się w pięknym, brązowym i nierafinowanym cukrze, który przydał się do dosłodzenia owych nijakich śliwkopodobnych owoców.

Ciasto na blasze wydawało się małe, ale gdy wyciągnęłam je z piekarnika, szybko okazało się, że pięknie wyrosło i jest go mnóstwo. Zajęło całą półkę w lodówce; jemy je od 3 dni.

Dziś na lunch wyjdę sobie nad pobliskie jeziorko, usiądę w słońcu i będę się rozkoszować makaronem z bakłażanem i pomidorami.
Zwłaszcza, że od pewnego czasu doświadczam czegoś, co nazywa się uczuciem harmonii.
Jest to coś, co sprawia, że wystarczy mi, że istnieję, nie muszę nic usprawniać, poprawiać, walczyć. Po prostu jestem.

No comments:

Post a Comment